Cieszenie 2002-07-21
Cieszenie
ponownie. Tym razem z rodziną (limit czasu: 30 minut -;).
Na pierwszy ogień poszedł Pico J3 Stick zwany potocznie
patyczakiem. Właściwie to miał już pierwszy 7sekundowy lot -
wypadł poza zasięg (ach ten gówniany Hitec Feather) i lekko złamał
patyk przy skrzydle.
Teraz już naprawiony, start z ręki.
Pierwszy rzut - gleba, drugi - to samo. Co jest? No tak - ster
wysokości lekko w dół - zapomniałem dokładnie wytrymować.
A do tego dołożyła się moja "z lenistwa" przeróbka
- nie taki kąt zaklinowania skrzydła. Ok wytrymowałem wysokość
(i miałem na nią baczenie). Niestety podczas tych krecików
wygieła się oś (piasta) przekładni silnika. Wszystko się kręciło
ale śmigło potwornie biło. Nic to - rzucamy. Ha - tym razem
poszedł. Chyba straty na "biciu" śmigła były spore
bo latał dość ociężale. Ale LATAŁ, kilka kółek i coraz
ciężej i ciężej aż w końcu musiałem lądować. Nie tak
znowu tragicznie. Jak to piszę Patyczak już się
"przerabia" ...



No
ale co? to wszystko. No nie. W bagażniku leży Twinstar. Kilka
minut przygotowań i w górę.

Nie ma jak
to fachowa pomoc ...

Ready,
Steady, Go

To było piękne
latanie! Zero wiatru. Fantastycznie. Na początku trochę
wolniejszego, majestatycznego latania a później trochę pętli
a nawet lot odwrócony. Beczki na razie kiepsko mi wychodzą ...

No i lądowanie.
Na razie spore wyzwanie. Jednak na zmniejszonej mocy (BEC) robi
się to trudniej. Lądowanie bezpieczne choć niezbyt piękne.
Żona
pokazuje na zegarek no ale przecież drugi pakiet nawet nie
ruszony! Po krótkiej wymianie zdań (wygrał TS) Twinstar
znowu w górze. Podobnie jak poprzednio - fajniutkie
latanie. Tym razem nie czekałem na BECa (albo na jakiś cios w
niekontrolowane plecy od żony) i wylądowałem sam, po
7minutach latania. No to było rewelacyjne lądowanie. Pierwsze
w pełni zaplanowane i kontrolowane. Bomba!
|